wtorek, 16 kwietnia 2013

Ta-da nie do konca udane

Nie ma co ukrywac, myslelismy ze pojdzie szybciej. Wszystko skonczymy, zrobimy zdjecia, pokazemy i bedzie efekt wow. Potem tylko ladnie dygniemy i podziekujemy za mile slowa.

Nie ma jednak co zwlekac, bo rodzice nie ujrza zdjec jeszcze pol roku. Robimy wiec to dla nich bo juz sie bardzo niecierpliwia.

Przy okazji sobotnich odwiedzin musielismy troche zapanowac nad naszym remontowym rozgardiaszem wiec zrobilismy pare zdjec.

Dalej nie mamy jeszcze internetu wiec z gory przepraszam za brak polskich znakow oraz nieuporzadkowanie posta. Ewidentnie telefon, jak bardzo smart by nie byl, nie jest najlepszym narzedziem do popelniania dluzszyh tekstow.

Bez zbednego przeciagania oto nasza salono-kuchnia i lazienka. Stan sobotnio-wieczorny. Work in progress...

P.S. Niektorzy twierdza ze na zywo robi lepsze wrazenie :)
















piątek, 5 kwietnia 2013

Przyjechała kuchnia

Przyjechała wczoraj i wygląda cudnie. W 6h ekipa zainstalowała całą kuchnię i szafkę pod umywalkę. Lepsze zdjęcia dodamy jak zrobimy je przy lepszym oświetleniu. Póki co lamp u nas niedostatek dlatego wszystko takie ciemne, ale przedsmak jest. Teraz trzeba te wszystkie szafki zapełnić.




Uprzedzając pytanie o szparę nad lodówką jest to nasza kolejna wtopa. Strona producenta podała wysokośc brutto 2085mm i na taką też zostały zrobione meble. Albo ktoś się u nich pomylił albo nie mamy zielonego pojęcia co to jest wysokość brutto. Przy okazji pan Zenon przywiezie zaślepkę w postaci udawanej szuflady aby szparę ładnie zamaskować.

środa, 27 marca 2013

Na miejscu

6 miesiecy i 16 dni od przekroczenia progu po raz pierwszy... Prawie 4 miesiace od kupna... 3 miesiace od odebrania kluczy... Niespełna 3 miesiace remontu... po 2h przeprowadzki... Jestesmy!

Droga do urzadzenia jeszcze dluga ale juz na swoim :)


Godzina P

Pobudka 5 rano, 2 kawy w papierowych kubkach, dopakowanie ostatnich rzeczy od 7 porzadna poranna gimnastyka i juz jedziemy. Nareszcie!




sobota, 9 marca 2013

Z jak ... Zenon

Część naszej przygody, która zasługuje na niezależny post lub też serię postów - zobaczymy, aha,  - to meble kuchenne i/lub szafy zabudowane. Bohaterem opowieści będzie pan Zenon.

O Panu Zenku dowiedzieliśmy się od naszych znajomych, którzy niedawno skończyli urządzać mieszkanie, i z pomocy i ekspertyzy tegoż człowieka korzystali już dwukrotnie. Ich opowieści jednak były przetkane ciekawostkami związanymi z tym człowiekiem. Pojechaliśmy więc do naszych nowych sąsiadów na Mokotowie, żeby zobaczyć jakość wykonania mebli kuchennych. Była zachwycająca. Pełen profesjonalizm, dopasowanie, wszystko chodzi równo, płynnie, tak jak trzeba. Gdy usłyszeliśmy cenę, zwaliła nas z nóg. Nie będę przytaczał dokładnej kwoty, bo nie ma ona sensu bez obejrzenia tego, co wchodzi w jej skład, jednakże było to ponad 2 razy taniej niż sklepy warszawskie z kuchniami na wymiar, i chyba nawet nieco taniej niż urządzenie kuchni w Ikei.

Skoro taka polecana osoba, to można zapytać w czym problem? Po co to opisywać? Nudzi nam się, nie mamy innych problemów związanych z remontem?

Pan Zenon to Człowiek z Mazur. O Ludziach z Mazur słyszeliśmy już wcześniej, kiedy nasz znajomy z pracy urządzał swoje mieszkanie. Jego Człowiek z Mazur miał specyficzną metodę pracy. Najpierw zażądał dużej ceny, po czym zszedł mocno z ceny gdy usłyszał, że za wysoka. Aha. Po uzgodnieniu ceny, i ciągłym wydzwanianiu do niego, odpowiadał że tak tak, ale że na razie nie miał czasu, i nie wie kiedy będzie gotowe. Po czym znienacka, bez zapowiedzi zapukał do ich drzwi, z gotowymi meblami, które przyjechał montować. No tak...

Nasz Człowiek z Mazur okazał się jak dotąd znacznie lepszy, choć specyficzny. Z opowieści słyszeliśmy, że ma mocny charakter. Na różne widzimisie klientów odpowiada " Aha, no tak, fajny pomysł, pewnie tego tak nie zrobimy" albo " Ja myślę, że zrobimy to tak:" lub też "Aha, zobaczymy czy to tak zrobimy, niech pomyślę, raczej nie". "Odezwę się do Państwa w ciągu 2-3 dni. Może jutro. Pewnie nie".

Wybór uchwytów - "Ja państwu założę uchwyty i się zdecydujecie, czy się podobają".

Po zrobieniu wstępnych oględzin u nas, czekaliśmy aż mieszkanie będzie bardziej skończone - to znaczy, aż kuchnia będzie skończona i równa, aby nasz maestro mógł dokonać dokładnych pomiarów. O tym, jak wygląda sprawa z naszą kuchnią dowiedzieliśmy się od znajomych nam go polecających, których odwiedził aby dokonać jakiś tam poprawek.

- " A no wiecie państwo, tam na Kieleckiej to taki gruz, no nic tam nie można zobaczyć, ja nie wiem jak to będzie!"

Fajnie. Szkoda że nam tego nie powiedział.

Do rzeczy jednak. Aha.

Pan Zenon nas odwiedził aby dokonać dokładnych pomiarów. Okazał się być człowiekiem w średnim wieku o przemiłej aparycji. Brakowało mu tylko lekarskiego fartucha - ponieważ ze swoją teczką wyglądał jak lekarz. Miły wyraz twarzy, spokojny rzeczowy głos, a to jak posługiwał się miarką, przypominało lekarza wywijającego stetoskopem. Albo skalpelem.

Pan Zenon okazał się być niesamowicie konkretnym profesjonalnym człowiekiem. Jeżeli wszystko pójdzie gładko, to polecimy go wszystkim. Na razie jesteśmy na etapie wyceny.

Jedyna śmieszna przypadłość, to specyficzne "aha" powtarzane jako słówko posiłkowe lub werbalne przytaknięcie. Do tego stopnia:

- Apsik! - Kichnął bohater tego posta
- Na zdrowie - mowią właściciele
- Aha - odparł notując ołówkiem w kajecie

Rozmowa telefoniczna z wyceną, zaczęła się od tego, że przeprasza że tak drogo, ale następujące rzeczy znacznie podrożyły całość: Niestandardowa szerokość blatu, niestandardowa głębokość szafek, niestandardowe prowadnice, nietypowe prowadnice szafek górnych. Po czym ostateczna cena zaskoczyła nas BARDZO pozytywnie.

To na razie tyle. Wygląda na to, że jest to człowiek naprawdę lubiący swoją pracę. No i pochwalił naszą łazienkę słowami - Ach jak tu pięknie!

Aha!



piątek, 8 marca 2013

Największy problem

Największych problemów mieliśmy już kilka. O tych pierwszych już ledwie pamiętamy i wydaje się jakby poszło to raz, dwa. Po kolei:

  • Płytki - kładziemy je raz na wiele lat więc lepiej żeby się podobały. Poszło wbrew pozorom nieźle  Po tygodniowym poszukiwaniu w internecie poszło z górki.
  • Wybór armatury do łazienki - myśleliśmy ze zajęło to nam wieki i spędzało sen z powiek
  • Wybór okapu - lekką ręką 3 tygodnie buszowania po Ceneo.pl. Na widok okapu robiło się już nam niedobrze. Do tej pory nie wiem czy mamy właśnie ten jedyny ale wybrany jest.
  • Drzwi - multum producentów, co jeden to droższy. Rozważaliśmy już zasłonkę w drzwiach ale ostatecznie się udało. Cały czas nie wiemy czy te do pokoju wejdą ale są na miejscu i zrobimy wszystko (dosłownie wszystko bo już w tym celu skuliśmy tynk z jednej ze ścian) żeby weszły,
I najnowsze cudo:
  • Rewizja do liczników - nie, nie pomyliłam się. to najnowsza rzecz która przebiła wszystkie powyższe razem wzięte. 
Głupia klapka która daje dostęp do odczytania liczników raz na pół roku i do zakręcenia zaworów od święta. Wypada jednak w samym centrum naszej łazienki i nie chciałam żeby to była zwykła biała metalowa klapka.

Zrobiona z kafelek wtopiona w ścianę nie wchodzi w grę bo układamy kafelki w cegiełkę. 

Pierwsza myśl - stare żeliwne drzwiczki ze zdemontowanego pieca kaflowego. Znalazłam na gumtree, pojechałam odebrać nadźwigałam się bo nie wierzyłam że to będzie taaaakie ciężkie. Jak się okazało za ciężkie. Nawet po wyciągnięciu tzw "duszy" nasza konstrukcja z karton-gipsu nie miała szans ich udźwignąć. Drzwiczki ze smutkiem powędrowały do piwnicy. 

Znalazłam dystrybutora podobnych drzwiczek ale z aluminium (ze 20 razy lżejsze). Podany wymiar był bardzo tajemniczy 6*8 - co to znaczy. Po wielu telefonach dowiedziałam się że znaczy to w calach i jest to za mało.

Znalazłam więc producenta owych drzwiczek który w swojej ofercie ma też trochę większe z wizerunkiem kominiarza. Biorę! Pan mówi hola, hola. Ile tego ma być? 100? ze smutkiem w głosie mówię skromne sztuk 1. Niestety nie da się tylko hurtowo :(


Pożegnałam się więc z drzwiczkami stylowymi i zaczęłam szukać w ofercie bardziej standardowych. Poszłam więc na kompromis i padło na proste drzwiczki ale przynajmniej znalazłam takie które będą miały fakturę i kolor grzejnika:


Mały kawałek blachy już jest w drodze a ja w tym czasie zastanawiam się co będzie naszym następnym największym problemem...



Dzien kobiet

Nominacji do miana najlepszego prezentu na dzień kobiet było kilka m. in. ogromny ananas który stał rano na moim biurku kiedy przybyłam do pracy jak gdyby nigdy nic. Zwycięzcą jednak okazał się ten:




niedziela, 3 marca 2013

wtorek, 26 lutego 2013

Lepiej późno niż później...

albo wcale...

Odwiedziłam dzisiaj nasze gniazdko. Bywam tam prawie codziennie jeżeli akurat nie zamawiam, kupuje, oglądam z racji tego że pracuję do godziny 15. Przyszłam w porę na dostawę drzwi, ale nie o drzwiach ten post będzie traktował. Wchodzę do łazienki a tam co? Wanna już stoi! Myślę super! Są postępy idzie do przodu.

Po wstępnym zachwycie przyszła jednak chwila sceptyzmu. Coś mi tu nie gra... chwytam za miarkę która od miesięcy w zestawie z dalmierzem laserowym towarzyszy dziesiątkom bardziej kobiecych rzeczy stanowiących zawartość mojej torebki. Mierzę w każdą stronę i nie pasuje! Bateria miała być na środku wanny a nie jest. Ściana ma 185cm, wanna 170cm może zatem jest na środku ściany? Też nie! okazało się że jest na środku wanny ale zakładając że wanna jest przysunięta do ściany za głową a nie do ściany w nogach jak jest faktycznie. Niby jest to tylko 15cm ale razi w oczy i będzie przeszkadzała podczas kąpieli, bo będziemy w nią walić ręką. Szybka decyzja - trzeba przesunąć. Szkoda bo trochę roboty na marne - rury już zatynkowane i trzeba będzie kuć. Gdybym przyszła godzinę później to wanna byłaby już osadzona na amen i trzeba by było wyrywać.

Robimy więc krok w tył z postępami ale lepiej teraz niż po ułożeniu płytek lub po pierwszej kąpieli. Potencjalny problem uniknięty! Byle tak dalej. Przy okazji moje spostrzegawcze oko zauważyło również pewien brak. Brak kontenera! Pożegnaliśmy już kolegę "Buli 3" a na naszej wąskiej uliczce przybyło 1,5 miejsca parkingowego. Tym optymistycznym akcentem kończę wpis na dziś i wracam do wybierania listew.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Nadrabiamy zaległości

Dawno wpisu nie było więc szybciutko nadrabiamy zaległości:

Na froncie robót praca wrze. Ściany w naszym kuchnio-pokoju są wyrównane a betonowy gres w kuchni położony.

Na zdjęciu trochę przykurzony, w rzeczywistości będzie ciemniejszy.

Ściana pod oknem zostaje taka jaka jest z odkrytymi cegłami. To jedyne miejsce gdzie mogliśmy się o to pokusić. Jeżeli chcielibyśmy więcej cegły to elektryka musiałaby być na wierzchu. Według mnie wygląda to super ale czyszczenie zakurzonych rurek i kabli to nie jest rzecz którą chciałabym robić kiedykolwiek. Lepiej więc niech zostanie pod tynkiem. Namiastka cegły musi nam wystarczyć. Planujemy ją odkryć jeszcze w jednym miejscu ale zostawimy trochę niespodzianki na później.

Kuchnia zaczyna już wyglądać jak kuchnia. Jak dobrze pójdzie w tym tygodniu będziemy zamawiać meble i rozpocznie się cyklinowanie podłogi w dużym pokoju. Ekipa w tym czasie skupia się na łazience.
Domknęliśmy też sprawy z elektryką.
Wisi juz piękny licznik trójfazowy!
Jak łatwo się domyślić założone 2 miesiące remontu nie wystarczą. Kiedy się skończy tego nie wiemy. W między czasie zakupowy szał trwa:

Dziekujemy Mery i Maji za linki do drzwi!

Te od "Dziadka" okazały się droższe niż podejrzewaliśmy. Na pewno są super porządne ale jedno skrzydło surowe wyszło ok 900zł z ościeżnicą. Ostatecznie padło na drzwi z marketu budowlanego. Nie wiem jak je wcześniej przeoczyliśmy! Wzór nie jest taki jak sobie wymarzyłam ale jest przyzwoity. Za 2 skrzydła z surowego litego drewna z ościeżnicami i transportem zapłaciliśmy 700zł! Nawet te w wymiarze 90cm dostaliśmy od ręki! Dostarczą nam je jutro.

Wersja z przeszkleniem jest brzydka bo złożona z 4 małych szyb i kratki, droższa o 80zł od pełnej i niedostępna od ręki. Zamówimy więc szybę sami i będziemy próbowali jedne zmodyfikować na własną rękę. Jak to wyjdzie zobaczymy.

Doszły nasze cudne robione na zamówienie grzejniki oraz wyczekiwany bon do Home & You za zakup kuchenki i płyty marki Electrolux.
Poszalałam więc z zakupami i nabyłam trochę dekoracji do domu. Oprócz 500zł na karcie załapaliśmy się na dodatkową promocję obowiązującą teraz w Home & You. Za każde wydane 150zł dostaliśmy dodatkowy bon na 75zł. Pieniądze mnożą się same a mi już się skończyły pomysły na co wydać resztę. Mamy czas do 10 marca. Niestety z każdym dniem będzie je wydać trudniej bo do sklepów weszły już ozdoby świąteczne i ciężko znaleźć coś normalnego w gąszczu jajek, baranków, kurczaczków, bazi i króliczków.
W następnym odcinku: poszukiwania listew przypodłogowych.

niedziela, 10 lutego 2013

Puzzle

Ten weekend spędziliśmy na układaniu puzzli. Bynajmniej nie robiliśmy tego w celach relaksacyjnych...

Przyjechały wreszcie pod koniec tygodnia moje wyśnione płytki podłogowe do łazienki. Wzór przypominam nietypowy bo sześciokątne i czarno-białe. Wstępny zamysł był żeby ułożyć je w fale jak na stronie producenta było pokazane na jednym ze zdjęć:


Pi razy oko wychodzi pół na pół białych i czarnych i tak też zamówiliśmy. Po 5 pudełek z każdych. W międzyczasie fale się nam opatrzyły i zdecydowaliśmy że mogą nie pasować do naszej małej łazienki w stylu dworcowej toalety. Kiedy płytki przyjechały zaczęło się więc kombinowanie. Na początek wizualizacje na komputerze tworząc tekstury w wyszukanym programie Microsoft Paint. Wszystkie wzory jednak nie wyglądają jakby wymagały proporcji kolorów 1:1, któryś kolor zawsze przeważa. Nie możemy sobie pozwolić na to żeby którychś płytek zabrakło bo na dodatkowe pudełko będziemy czekać kolejne 5 tygodni. Zatem na budowę i układamy.

Ułożyliśmy całą łazienkę z każdych płytek zostało nam po 1 pudełku plus kilka sztuk, jednak nie ułożyliśmy fragmentów przy samych ścianach gdzie potrzeba je będzie poodcinać  Wynik jednak jest zadowalający i wydaje nam się że płytek wystarczy. Decyzja podjęta na zdjęciu poniżej mały puzzlowy kolaż:

Fale z których zrezygnowaliśmy (lewy górny róg); Płytki na ścianę oraz listwy ozdobne - mimo że różnych firm to biel okazała się wystarczająco podobna (prawy górny róg); Kilka z naszych prób wirtualnych dobrania wzoru (lewy dolny róg); Wzór na który się zdecydowaliśmy - uchylamy tylko rąbka tajemnicy, efekt ostateczny zostawimy na później (prawy dolny róg)

poniedziałek, 4 lutego 2013

drzwi do łazienki pilnie poszukiwane

Jak przeczytałam liste wyzwań na luty to zdębiałam.
Czy Maciek na prawde myśli że my już prawie skończyliśmy?!
Zaktualizowaną listę zmartwień na luty wrzucę później, a póki co przedstawam dylemat drzwi łazienkowych:

Znajomi straszą nas że na drzwi czeka się 8 tygodni. Z obliczeń wynika więc że powinniśmy je byli zamówić juz 4 tygodnie temu. Sprawa jest więc pilna i decyzja musi zapaść szybko.

W czym więc problem? Jeszcze nie spotkałam takich które by mi przypasowały. Zacznę więc od tego co spotkaliśmy, czego nie szukamy, ale rynek jest tym zawalony:


Co się nam (chyba nam) podoba, czego mieć nie możemy:

bo nasze drzwi są w dokładnie w rogu przedpokoju i po obu stronach mają ściany pod dziwnymi kątami. Wniosek: drzwi przesuwane odpadają

Złoty środek którego pilnie poszukujemy:

czyli cos co ma wzór bardzo klasyczny i wyglada jakby bylo zaprojektowane dawno temu. W marketach budowlanych brak. Chyba bez stolarza sie nie obędzie...

"Ktokowliek widział ktokolwiek wie" 

Drzwi do łazienki podobne do zdjęć powyżej
  • kolor: biały, ewentualnie surowe do wykończenia własnego 
  • szerokość: 90cm 
  • rodzaj: prawe (chyba)
  • materiał: lite drewno
  • cena: jak najtaniej
  • nagroda dla znalazcy: oficjalne podziękowania na blogu i zwolnienie z opłaty za korzystanie z toalety.

Na półmetku

Najwyższy czas na kolejnego posta. W tym odcinku, trochę podsumowań, trochę przemyśleń i pomysłów na kolejny miesiąc.

Na początku drobny żart prowadzącego:

- Co mówi nasz domek po dwóch miesiącach remontu?
- "Jestem wykończony..."

I tym optymistycznym akcentem przechodzimy do sedna, mając nadzieję, że faktycznie remont będzie skończony po 2 miesiącach, bo my na pewno.

Co udało się osiągnąć w pierwszym miesiącu remontu i posiadania własnych czterech kątów:
- Meldujemy posłusznie, że zostaliśmy zameldowani w Warszawie na naszych nowych włościach:)
- Ściany do rozbiórki - rozebrane
- Setki kilogramów z punktu powyżej plus stare płytki, szafki, śmieci, pawlacze, rury itp - wywiezione. W sumie trzy pełniutkie kontenery "Buli"
- Rozplanowanie elektryki, gniazdek, punktów świetlnych, zakup materiałów, usunięcie starej instalacji, wyprowadzenie nowej, z kuciem i tynkowaniem, załatwienie nowej  umowy z RWE, zerwanie umowy i usunięcie licznika gazu (to juz jest pewne na 100% bedzie indukcja!), wkłucie się przez podłogę do głównej rozdzielni budynku.
- Dodatkowa murowana ściana pomiędzy kuchnią a łazienką wymurowana
- Przeróbki hydrauliczne pod grzejniki, zmywarkę, zlewozmywak, WC, wannę i umywalkę - zrobione
- W momencie jak to piszemy - podłoga w łazience wylana i wyrównana
- Większość materiałów i sprzętów została wybrana i jest już na miejscu. Czyli płytki do łazienki i kuchni (oprocz tych na podłoge w łazience), część AGD, armatura do łazienki, kontakty, i dziesiątki innych drobiazgów, które są niezbędne, a o których normalnie się nie myśli (a przynajmniej, o których niżej podpisany nie miał pojęcia). Bo jakie znaczenie ma kolor ramki w kontakcie? W sumie żadne. Ale wybór jest i to ogromny. Więc wybrać trzeba. Kolor fugi przy kafelkach? Neutralny, a może jaskrawo-żółty? Wybrać trzeba.

Wybory te są trudniejsze, niż wybory prezydenta na Białorusi. Dlaczego? Ponieważ Twój głos ma znaczenie i bezpośrednie implikacje. Nie sposób w tym poście przekazać całej radości, ale i skomplikowania wynikającego z wybierania rzeczy do domu.

Wyzwania na luty:
 - Gładzie, malowanie
 - Cyklinowanie
 - Ułożenie płytek
 - Podwieszenie sufitu w łazience
 - Zamówienie i zamontowanie mebli kuchennych - tu niestety spodziewamy się poślizgu, także faktycznie skończyć remontu do końca lutego na pewno się nie uda.
- Wybrać okap - Okazuje się, że nie ma nic tak trudnego do wybrania jak okap. Męczymy się z tym już dobre 2 tygodnie. Wszystko inne poszło gładko, ale z tym niestety mamy problem. Nawet grzejniki i płytki do łazienki, których na rynku jest od groma, wybierało się dużo łatwiej niż ten szczególny element kuchni
- Drzwi do łazienki - znajomi przestrzegają że na drzwi czeka sie 8 tygodni wiec czas najwyższy je w końcu zamówić!
- Zorganizować przeprowadzkę
- Dokończyć zmianę dokumentów i adresów w każdej instytucji w jakiej kiedykolwiek nasza prawdziwa lub wirtualna noga stanęła. Na razie przygotowujemy listę tychże. Dużo. Bardzo dużo...

Niestety, nasza limuzyna powoli nie wytrzymuje remontu i zaczyna się sypać. Tym razem akumulator. 2 dni temu  musieliśmy aż 2 razy korzystać z rozruchu przy pomocy kabli oraz życzliwych osób - posiadaczy pojazdów, które działają.

Największe wyzwanie na Luty:
- Nie zwariować:)

piątek, 25 stycznia 2013

Poszukiwacze skarbów

Kupując mieszkanie używane w dodatku w przedwojennej  kamienicy mieliśmy cicha nadzieje ze odkryjemy jakieś skarby i trafi się nam coś ekstra.

Jednym z potencjalnych miejsc na ukrycie skarbów była wnęka którą odkryliśmy w łazience. Pokładaliśmy w niej duże nadzieje bo była idealnym miejscem na schowanie i zamurowanie rodzinnych drogocenności. Niestety pudło. Ilość odnalezionych skarbów: 0

Kolejne miejsce to piwnica. Należy nadmienić że w momencie kupowania mieszkania nie wiedzieliśmy czy będziemy mieć piwnicę. Po jakimś czasie piwnica się odnalazła, byliśmy więc wielce uradowani!

Piwnica dostała się nam z całym jej nieznanym inwentarzem. Po zniszczeniu kłódki (klucza nie posiadaliśmy) naszym oczom ukazało się bardzo zagracone pomieszczenie jednak przyzwoitych rozmiarów. Przy pomocy naszych oddanych pomocników Florka i Michała którzy wystawili wszystkie rzeczy na korytarz (ponieważ w piwnicy nie ma światła) , zaczęłam przekopywać się przez znaleziska. Były tam m. in. stosy papierów, poduszek, kołder, dywanów, materiałów, trochę mebli, walizek i wiekowego sprzętu z kategorii AGD drobne. Niestety znowu pudło. Ilość odnalezionych skarbów: 0.

Większość rzeczy z powodu stopnia zniszczenia bądź braku przydatności nakarmiła kontener "Buli 3" wraz z ostatnimi resztkami gruzu. Mamy nadzieje że zgodnie z zasadą do trzech razy sztuka Buli 4 do nas nie zawita.



Niektóre okazy zachowaliśmy. Jak przyjdzie czas na urządzanie wnętrza postaram się je odnowić i znaleźć dla nich miejsce w mieszkaniu. Będą nam służyć jako namiastka skarbu.




czwartek, 24 stycznia 2013

różne rożności

Dawno nie było wpisu, wiec czym prędzej staramy się nadrobić.

Postępy prac:

Elektryka:

Decyzja zapadła, będzie indukcja! nowa umowa z RWE już podpisana, mamy 13kW! Czekamy tylko na podłączenie. Wymagało to od nas paru występków o których wolimy nie wypowiadać się na forum, ale udało się :)

Elektryka w mieszkaniu już praktycznie skończona, włączając bajery jak światło na balkonie, włącznik do zapalania światła na klatce w mieszkaniu, radio podtynkowe w łazience oraz wyłącznik wszystkich świateł przy drzwiach wyjściowych (tzw. master switch). Pan Marian póki co spisał się na medal, nawet pomógł wybrać ładne gniazdka w przystępnej cenie. Z polecaniem wstrzymamy się do odbioru instalacji, ale póki co żadne z nas tak dystyngowanego, kulturalnego i profesjonalnego elektryka w swoim życiu nie widziało! Poniżej zdjęcia naszych "autostrad elektronów" oraz zagadka:

Ile metrów kabla zostało zużyte w naszym mieszkaniu (2 przepokoje, sypialnia, łazienka oraz salon z aneksem kuchennym)?

Sami poznamy odpowiedz osteczną w weekend ale przy wstępnych szacunkach byłam dużo bliżej niż Maciek.


Dostawy:

Rzeczy do łazenki przyjechały w komplecie oraz nienagannym stanie:


Polecamy sklep 123master.pl - ceny nie do przebicia, obsługa i terminowość bez zarzutu.

Dzisiaj przyjechała też pierwsza część AGD, którego wybór zabrał nam około tygodnia. Żeby nie zagracać mieszkania póki trwa remont, zdecydowaliśmy zamówić jedynie płytę i piekarnik ponieważ modele na które się zdecydowaliśmy są obecnie w promocji. Kupując płytę oraz piekarnik firmy Electrolux dostajemy 500zł na karcie upominkowej w sieci Home & You. Idealne do spełnienia moich zapędów na kupowanie drobiazgów kiedy nie wiemy ile nas wyniesie remont.

Status płytek, baterii pryszicowej oraz kaloryferów: czekamy

Burzenie/Murowanie i prace ogólne:

Burzenie: zakończone
Murownie: zakończone

Obecnie dziury po elektryce zaklejane są już tynkiem i mieszkanie zaczyna wyglądać lepiej z dnia na dzień. Hydraulika juz w dużej części zrobiona. Przesunęliśmy kibelek, a przy okazji poznaliśmy przemiłą sąsiadkę. W jej piwnicy znajdowała się nasza rura odpływowa co oznaczało że potrzebowaliśmy klucz,  żeby ją przesunąć.

Tematy różne:

Żeby z remontem nie było nam za łatwo, dodatkowo zafundowałam sobie dzisiaj pierwszą stłuczkę. Nasza biedna wysłużona Corsa jest teraz w warsztacie i wygląda teraz tak:

Wszyscy cali, tylko możliwość poruszania się po mieście znacznie ograniczona.

czwartek, 17 stycznia 2013

Trójfazowy zawrót głowy


Indukcja, czy gaz. Oto jest pytanie. Zadane w towarzystwie wywołuje tyle emocji co wojna "Pepsi czy Coca Cola", "Xbox czy PS3" albo ogólnie rzecz biorąc "Produkty Apple czy produkty inne niż Apple".

- Indukcja?!?!! A widziałeś kiedyś, żeby Ramsey albo ktoś w MasterChefie gotował na indukcji??- obruszony podnosi głos L.
- Tak, w Junior MasterChef Australia - odparowałem aby już zakończyć ten temat.

Z różnych przyczyn, wybór padł na płytę indukcyjną: nowinka, czystość, szybkość gotowania, wygoda czy też design.


Jak sie przekonaliśmy stwierdzenie "chcieć to móc" nie zawsze jest prawdziwe. Płyta indukcyjna pobiera dużo prądu, wobec czego może wymagać instalacji trójfazowej. Płyta którą wybraliśmy pobiera maksymalnie 7,2kW - czyli o 2 kW więcej, niż mamy przydzielone na całe mieszkanie. No to pędem do RWE.

Na miejscu, podpisaliśmy umowę, aby rachunki przychodziły już na nasze konto, i chcemy dowiedzieć się, o techniczną możliwość - lub nie - przyłączenia prądu trójfazowego do naszego gniazdka.

- A to muszą państwo pytać się u operatora RWE - odpowiada pani pracująca w RWE Stoen.
- yyy, yyy? - Zatkało nas
- No u operatora, Operator jest na Rudzkiej, ale dzisiaj już Państwo nie zdążą.

No to do operatora. Następnego dnia, przemiły Pan pomógł nam wypełnić kilka wniosków i powiedział, że raczej problemów nie będzie z prądem. Musimy tylko mieć zgodę administracji.

No tak, jakżeby inaczej.

Po zgodę! Pojechaliśmy do administracji. Pani powiedziała nam, że wyda zgodę od ręki, jeżeli dostanie potwierdzenie od elektryka, że w ogóle można to zrobić, czy też nie ma już miejsca w rozdzielni itp.

Dzwonimy do elektryka:
- No wie pan, może być ciężko, bo rezerwa na budynek już jest chyba przekroczona o 50%, kiedyś jak się budowało, to nie myślano o tym, że żelazko, że pralka itp. Ale ja Panu nie mogę dać takiej zgody tak czy siak. Musi się pan kontaktować z inspektorem do spraw elektrycznych. On urzęduje raz w tygodniu w biurze administracji.

Jak się też dowiedziałem, instytucja bycia inspektorem powoduje brak telefonu służbowego. Wobec czego, faktycznie można tego człowieka zastać 1 raz w tygodniu.

Postanowiłem, że nie będę z nim rozmawiał o szczegółach, bo całkiem szczerze albo coś przekręcę, albo nie zrozumiem, albo się nie dogadam. Do akcji wkracza więc nasz elektryk - Pan Marian. Pan Marian ustalił, że jak najbardziej pan inspektor się zgodzi wydać takie zaświadczenie, pod warunkiem że administracja się zgodzi.

Dobrze czytacie. Administracja się zgodzi, jeżeli inspektor się zgodzi, a inspektor się zgodzi, jeżeli administracja się zgodzi.

Wobec tego, tydzień później kiedy wypadł kolejny dyżur pana inspektora, doszło do konfrontacji obu stron.

Inspektor uzgodnił Administracją, że zgodzą się oboje, jeżeli zarząd wspólnoty się zgodzi.
- Zgoda! - zgodziłem się z wdzięcznością.

Zgodziłem się więc z panią z Administracji, żeby wysłała ona takie pismo do zarządu z podaniem o zgodę. Zgoda jest, pod warunkiem, że elektryk doprowadzi klatkę po pracy do poprzedniego stanu oraz podpisze się, że wszystko jest zgodne z prawem. Klatka jest w opłakanym stanie do remontu, z kablami wiszącymi wszędzie, więc nie będzie to szczególnie trudne.

Teraz czekamy tylko na faktyczną zgodę na papierze do ręki i zgodę RWE, i już będzie można dokonać faktycznego podłączenia.

Trzy fazy nadchodzą! Trzymajcie kciuki!

środa, 16 stycznia 2013

Na błędach człowiek się uczy cz.1

No i stało się nieuniknione. Popełniliśmy pierwsze błędy. Padło na łazienkę.

Wczoraj odwiedziliśmy plac budowy. Gruzu już nie ma Buli II pełen a ekipa zaczęła dla odmiany murowanie. Okazało się że ścianka po wymierzeniu wypadła o około 20cm w innym miejscu niż mi się wydawało że wypadnie. Na niej miało zawisnąć nasze koryto łazienkowe, które jak się okazało w tej chwili jest za duże i ograniczałoby przejście w łazience.
Raz dwa zmiana planu. Koryto zamiast kwadratowe będzie więc płytsze ale dłuższe - prostokątne. Jak umywalka węższa to i bateria krótsza musi być. Napisałam do sklepu zmodyfikowali już nasze zamówienie więc obeszło się bez jeżdżenia. Zobaczymy co przywiozą...



niedziela, 13 stycznia 2013

Domek z kurzu, który nie runął...

Dzisiejszą notkę o postępach z prac, zacznijmy od humorystycznego wprowadzenia od naszego ulubionego komikso-pisarza xkcd.com:

Własnie tak się czuliśmy, kiedy zobaczyliśmy pierwsze efekty prac naszej wesołej drużyny publikowane wcześniej. Niewiarygodne, ile gruzu potrafi się zebrać z kucia pod elektrykę, z usunięcia jednej murowanej ściany, oraz zdejmowania płytek i przygotowywaniu łazienki pod remont. Całe mieszkanie jest swoistą zawiesiną pyłu w powietrzu, co jednak potrafi wzbudzić w artystycznych duszach odrobinę inwencji twórczej:

Katarzyna Dudek, lat 18 ;), "Dom", technika "Palec w kurzu na czarnym stole"



Gruz jednak znika w błyskawicznym tempie do podstawionego w tym celu kontenera. Kontener "BULI" z radością przyjął kilkaset kilogramów śmieci budowlanych, kiedy jednak najadł się do syta, okazało się, że to za mało:




Strach pomyśleć, co będzie kiedy uda nam się w końcu dostać do naszej piwnicy. BULI III?...


Pierwsze zakupy za nami

W naszych głowach już zaczęła kreować się łazienka. W ostatnich dniach przekopaliśmy setki stron internetowych sklepów, producentów, porównywarek cenowych. Nie obyło się też bez wizyty w paru sklepach w tym w słynnym zagłębiu budowlanym na Bartyckiej, dyskusjach ze sprzedawcami żeby wszystko było tak jak się nam wymarzyło a przy okazji nas nie zrujnowało.


Co ostatecznie kupiliśmy:

  • Wanna: z nią poszło najłatwiej. Właściwie wybrana była już od paru miesięcy przy okazji pierwszej rozmowy w salonie z łazienkami. Pan przekona łnas przy pomocy metalowej szczotki, że na wannę jedyny słuszny materiał to stal emaliowana, a jak stal emaliowana to jedyny słuszny producent - Kaldewei. Padło na model najtańszy który dodatkowo jest teraz w promocji. Producent gwarantuje że posłuży nam co najmniej 30 lat.
  • Bateria wannowa: tu schody były duże. Ja się uparłam przy deszczownicy a Maciek przy termostacie. I jak tu to pogodzić. Rozwiązania były 3: Najdroższe - włożyć wszystko pod tynk. Jak coś ma być pod tynkiem to nie może być made in china bo awaria będzie nas kosztować słono. Najtańsze - wszystko na wierzchu i połączone wężykami - mi się bardzo nie podobało. Padło na coś po środku czyli takie cudo jak na zdjęciu. I tak jest to najdroższa rzecz w naszej łazience, ale Maćka tato ma podobny i mówi że warte swojej ceny.
  • Umywalka + Kibelek: przy wyborze tych dwóch rzeczy poznaliśmy milion odcieni białego a ceny desek wolnoopadających zwaliły nas z nóg. Nie wiedzieć czemu im droższy kibel tym droższa deska a wszystko w niej oprócz kształtu takie samo. Umywalkę chciałam jak koryto - i taką też mam. WC do kompletu było bardzo ładne, kwadratowe. Uprzejma pani w jednym ze sklepów spytała się czy siedziałam kiedyś na takim kwadracie bo są one podobno wyjątkowo niewygodne na dłuższe posiadówki. Padło więc na przyjemniejszy dla naszych portfeli i tyłków model lekko zaokrąglony. Wisieć zaś będzie na Geberit'cie - tu ukłon w stronę naszych majstrów bo mówili że montaż jest łatwiejszy.
  • Bateria do umywalki: Rurka i kurek wystające ze ściany. Maćkowi się nie podobało bo wymarzyła mu się bateria kaskadowa. Jest ona jednak mniej ekonomiczna pod kątem zużycia wody i podobno niemiłosiernie chlapie. Jak zobaczył w połączeniu z korytem to dał się jakoś przekonać.
  • Płytki: Ściana poszła raz dwa. Miało być biało żeby nie pchać się w kolory które nam się znudzą. Żeby nie było nudno i pasowało do starej kamienicy będą płytki cegiełki w stylu tych używanych na stacjach metra. Motyw ostatnio aż nadto popularny ale nam się podoba. Listwy przypodłogowe z tej samej kolekcji nie przypadły mi do gustu więc będą innej firmy. Czy biel będzie podobna zobaczymy jak przyjdą - ryzyk fizyk. Podłoga to już inna historia. Od kolekcji była zbyt oklepana i w małej łazience mogła wyglądać nieciekawie. Rozważaną opcją była też szachownica z płytek 10x10 ale jak powiedziałam to Florkowi (jeden z naszych majstrów) to aż zbladł. Uparłam się na płytki sześciokątne i szukałam tydzień. W internecie jest parę firm które takie robią ale na zamówienie do restaurowania zabytkowych budynków. W końcu odkryłam firmę hiszpańską która ma takowe w swojej ofercie. Tanie nie były, ale że powierzchnia nie poraża to po negocjacjach z dystrybutorem zamówiliśmy. Będziemy jednak musieli na nie poczekać 2 tygodnie.
  • Kaloryfer: nowoczesne płaskie kaloryfery wyglądają fajnie, ale niespecjalnie pasowały nam stylem do łazienki a ceną do budżetu. Będzie więc 6 pionowych żeberek o wys. 150cm w kolorze stali młotkowanej które już się dla nas produkują na zamówienie we Włoszech. Czas oczekiwania 4-6 tygodni.
Płytki i kaloryfer są z Bartyckiej. Jeżeli chodzi o resztę to mimo najszczerszych chęci żaden dystrybutor nie był w stanie pobić cen z internetu nawet ze zniżkami rzędu 30% w stosunku do ceny z katalogu. Jedna pani kombinowała i kombinowała ale powiedziała że ceny które mamy są zaporowe i że trzeba korzystać póki są. Zaryzykowaliśmy więc i zamówiliśmy, teraz zobaczymy czy dojedzie.