wtorek, 16 kwietnia 2013

Ta-da nie do konca udane

Nie ma co ukrywac, myslelismy ze pojdzie szybciej. Wszystko skonczymy, zrobimy zdjecia, pokazemy i bedzie efekt wow. Potem tylko ladnie dygniemy i podziekujemy za mile slowa.

Nie ma jednak co zwlekac, bo rodzice nie ujrza zdjec jeszcze pol roku. Robimy wiec to dla nich bo juz sie bardzo niecierpliwia.

Przy okazji sobotnich odwiedzin musielismy troche zapanowac nad naszym remontowym rozgardiaszem wiec zrobilismy pare zdjec.

Dalej nie mamy jeszcze internetu wiec z gory przepraszam za brak polskich znakow oraz nieuporzadkowanie posta. Ewidentnie telefon, jak bardzo smart by nie byl, nie jest najlepszym narzedziem do popelniania dluzszyh tekstow.

Bez zbednego przeciagania oto nasza salono-kuchnia i lazienka. Stan sobotnio-wieczorny. Work in progress...

P.S. Niektorzy twierdza ze na zywo robi lepsze wrazenie :)
















piątek, 5 kwietnia 2013

Przyjechała kuchnia

Przyjechała wczoraj i wygląda cudnie. W 6h ekipa zainstalowała całą kuchnię i szafkę pod umywalkę. Lepsze zdjęcia dodamy jak zrobimy je przy lepszym oświetleniu. Póki co lamp u nas niedostatek dlatego wszystko takie ciemne, ale przedsmak jest. Teraz trzeba te wszystkie szafki zapełnić.




Uprzedzając pytanie o szparę nad lodówką jest to nasza kolejna wtopa. Strona producenta podała wysokośc brutto 2085mm i na taką też zostały zrobione meble. Albo ktoś się u nich pomylił albo nie mamy zielonego pojęcia co to jest wysokość brutto. Przy okazji pan Zenon przywiezie zaślepkę w postaci udawanej szuflady aby szparę ładnie zamaskować.

środa, 27 marca 2013

Na miejscu

6 miesiecy i 16 dni od przekroczenia progu po raz pierwszy... Prawie 4 miesiace od kupna... 3 miesiace od odebrania kluczy... Niespełna 3 miesiace remontu... po 2h przeprowadzki... Jestesmy!

Droga do urzadzenia jeszcze dluga ale juz na swoim :)


Godzina P

Pobudka 5 rano, 2 kawy w papierowych kubkach, dopakowanie ostatnich rzeczy od 7 porzadna poranna gimnastyka i juz jedziemy. Nareszcie!




sobota, 9 marca 2013

Z jak ... Zenon

Część naszej przygody, która zasługuje na niezależny post lub też serię postów - zobaczymy, aha,  - to meble kuchenne i/lub szafy zabudowane. Bohaterem opowieści będzie pan Zenon.

O Panu Zenku dowiedzieliśmy się od naszych znajomych, którzy niedawno skończyli urządzać mieszkanie, i z pomocy i ekspertyzy tegoż człowieka korzystali już dwukrotnie. Ich opowieści jednak były przetkane ciekawostkami związanymi z tym człowiekiem. Pojechaliśmy więc do naszych nowych sąsiadów na Mokotowie, żeby zobaczyć jakość wykonania mebli kuchennych. Była zachwycająca. Pełen profesjonalizm, dopasowanie, wszystko chodzi równo, płynnie, tak jak trzeba. Gdy usłyszeliśmy cenę, zwaliła nas z nóg. Nie będę przytaczał dokładnej kwoty, bo nie ma ona sensu bez obejrzenia tego, co wchodzi w jej skład, jednakże było to ponad 2 razy taniej niż sklepy warszawskie z kuchniami na wymiar, i chyba nawet nieco taniej niż urządzenie kuchni w Ikei.

Skoro taka polecana osoba, to można zapytać w czym problem? Po co to opisywać? Nudzi nam się, nie mamy innych problemów związanych z remontem?

Pan Zenon to Człowiek z Mazur. O Ludziach z Mazur słyszeliśmy już wcześniej, kiedy nasz znajomy z pracy urządzał swoje mieszkanie. Jego Człowiek z Mazur miał specyficzną metodę pracy. Najpierw zażądał dużej ceny, po czym zszedł mocno z ceny gdy usłyszał, że za wysoka. Aha. Po uzgodnieniu ceny, i ciągłym wydzwanianiu do niego, odpowiadał że tak tak, ale że na razie nie miał czasu, i nie wie kiedy będzie gotowe. Po czym znienacka, bez zapowiedzi zapukał do ich drzwi, z gotowymi meblami, które przyjechał montować. No tak...

Nasz Człowiek z Mazur okazał się jak dotąd znacznie lepszy, choć specyficzny. Z opowieści słyszeliśmy, że ma mocny charakter. Na różne widzimisie klientów odpowiada " Aha, no tak, fajny pomysł, pewnie tego tak nie zrobimy" albo " Ja myślę, że zrobimy to tak:" lub też "Aha, zobaczymy czy to tak zrobimy, niech pomyślę, raczej nie". "Odezwę się do Państwa w ciągu 2-3 dni. Może jutro. Pewnie nie".

Wybór uchwytów - "Ja państwu założę uchwyty i się zdecydujecie, czy się podobają".

Po zrobieniu wstępnych oględzin u nas, czekaliśmy aż mieszkanie będzie bardziej skończone - to znaczy, aż kuchnia będzie skończona i równa, aby nasz maestro mógł dokonać dokładnych pomiarów. O tym, jak wygląda sprawa z naszą kuchnią dowiedzieliśmy się od znajomych nam go polecających, których odwiedził aby dokonać jakiś tam poprawek.

- " A no wiecie państwo, tam na Kieleckiej to taki gruz, no nic tam nie można zobaczyć, ja nie wiem jak to będzie!"

Fajnie. Szkoda że nam tego nie powiedział.

Do rzeczy jednak. Aha.

Pan Zenon nas odwiedził aby dokonać dokładnych pomiarów. Okazał się być człowiekiem w średnim wieku o przemiłej aparycji. Brakowało mu tylko lekarskiego fartucha - ponieważ ze swoją teczką wyglądał jak lekarz. Miły wyraz twarzy, spokojny rzeczowy głos, a to jak posługiwał się miarką, przypominało lekarza wywijającego stetoskopem. Albo skalpelem.

Pan Zenon okazał się być niesamowicie konkretnym profesjonalnym człowiekiem. Jeżeli wszystko pójdzie gładko, to polecimy go wszystkim. Na razie jesteśmy na etapie wyceny.

Jedyna śmieszna przypadłość, to specyficzne "aha" powtarzane jako słówko posiłkowe lub werbalne przytaknięcie. Do tego stopnia:

- Apsik! - Kichnął bohater tego posta
- Na zdrowie - mowią właściciele
- Aha - odparł notując ołówkiem w kajecie

Rozmowa telefoniczna z wyceną, zaczęła się od tego, że przeprasza że tak drogo, ale następujące rzeczy znacznie podrożyły całość: Niestandardowa szerokość blatu, niestandardowa głębokość szafek, niestandardowe prowadnice, nietypowe prowadnice szafek górnych. Po czym ostateczna cena zaskoczyła nas BARDZO pozytywnie.

To na razie tyle. Wygląda na to, że jest to człowiek naprawdę lubiący swoją pracę. No i pochwalił naszą łazienkę słowami - Ach jak tu pięknie!

Aha!



piątek, 8 marca 2013

Największy problem

Największych problemów mieliśmy już kilka. O tych pierwszych już ledwie pamiętamy i wydaje się jakby poszło to raz, dwa. Po kolei:

  • Płytki - kładziemy je raz na wiele lat więc lepiej żeby się podobały. Poszło wbrew pozorom nieźle  Po tygodniowym poszukiwaniu w internecie poszło z górki.
  • Wybór armatury do łazienki - myśleliśmy ze zajęło to nam wieki i spędzało sen z powiek
  • Wybór okapu - lekką ręką 3 tygodnie buszowania po Ceneo.pl. Na widok okapu robiło się już nam niedobrze. Do tej pory nie wiem czy mamy właśnie ten jedyny ale wybrany jest.
  • Drzwi - multum producentów, co jeden to droższy. Rozważaliśmy już zasłonkę w drzwiach ale ostatecznie się udało. Cały czas nie wiemy czy te do pokoju wejdą ale są na miejscu i zrobimy wszystko (dosłownie wszystko bo już w tym celu skuliśmy tynk z jednej ze ścian) żeby weszły,
I najnowsze cudo:
  • Rewizja do liczników - nie, nie pomyliłam się. to najnowsza rzecz która przebiła wszystkie powyższe razem wzięte. 
Głupia klapka która daje dostęp do odczytania liczników raz na pół roku i do zakręcenia zaworów od święta. Wypada jednak w samym centrum naszej łazienki i nie chciałam żeby to była zwykła biała metalowa klapka.

Zrobiona z kafelek wtopiona w ścianę nie wchodzi w grę bo układamy kafelki w cegiełkę. 

Pierwsza myśl - stare żeliwne drzwiczki ze zdemontowanego pieca kaflowego. Znalazłam na gumtree, pojechałam odebrać nadźwigałam się bo nie wierzyłam że to będzie taaaakie ciężkie. Jak się okazało za ciężkie. Nawet po wyciągnięciu tzw "duszy" nasza konstrukcja z karton-gipsu nie miała szans ich udźwignąć. Drzwiczki ze smutkiem powędrowały do piwnicy. 

Znalazłam dystrybutora podobnych drzwiczek ale z aluminium (ze 20 razy lżejsze). Podany wymiar był bardzo tajemniczy 6*8 - co to znaczy. Po wielu telefonach dowiedziałam się że znaczy to w calach i jest to za mało.

Znalazłam więc producenta owych drzwiczek który w swojej ofercie ma też trochę większe z wizerunkiem kominiarza. Biorę! Pan mówi hola, hola. Ile tego ma być? 100? ze smutkiem w głosie mówię skromne sztuk 1. Niestety nie da się tylko hurtowo :(


Pożegnałam się więc z drzwiczkami stylowymi i zaczęłam szukać w ofercie bardziej standardowych. Poszłam więc na kompromis i padło na proste drzwiczki ale przynajmniej znalazłam takie które będą miały fakturę i kolor grzejnika:


Mały kawałek blachy już jest w drodze a ja w tym czasie zastanawiam się co będzie naszym następnym największym problemem...



Dzien kobiet

Nominacji do miana najlepszego prezentu na dzień kobiet było kilka m. in. ogromny ananas który stał rano na moim biurku kiedy przybyłam do pracy jak gdyby nigdy nic. Zwycięzcą jednak okazał się ten:




niedziela, 3 marca 2013

wtorek, 26 lutego 2013

Lepiej późno niż później...

albo wcale...

Odwiedziłam dzisiaj nasze gniazdko. Bywam tam prawie codziennie jeżeli akurat nie zamawiam, kupuje, oglądam z racji tego że pracuję do godziny 15. Przyszłam w porę na dostawę drzwi, ale nie o drzwiach ten post będzie traktował. Wchodzę do łazienki a tam co? Wanna już stoi! Myślę super! Są postępy idzie do przodu.

Po wstępnym zachwycie przyszła jednak chwila sceptyzmu. Coś mi tu nie gra... chwytam za miarkę która od miesięcy w zestawie z dalmierzem laserowym towarzyszy dziesiątkom bardziej kobiecych rzeczy stanowiących zawartość mojej torebki. Mierzę w każdą stronę i nie pasuje! Bateria miała być na środku wanny a nie jest. Ściana ma 185cm, wanna 170cm może zatem jest na środku ściany? Też nie! okazało się że jest na środku wanny ale zakładając że wanna jest przysunięta do ściany za głową a nie do ściany w nogach jak jest faktycznie. Niby jest to tylko 15cm ale razi w oczy i będzie przeszkadzała podczas kąpieli, bo będziemy w nią walić ręką. Szybka decyzja - trzeba przesunąć. Szkoda bo trochę roboty na marne - rury już zatynkowane i trzeba będzie kuć. Gdybym przyszła godzinę później to wanna byłaby już osadzona na amen i trzeba by było wyrywać.

Robimy więc krok w tył z postępami ale lepiej teraz niż po ułożeniu płytek lub po pierwszej kąpieli. Potencjalny problem uniknięty! Byle tak dalej. Przy okazji moje spostrzegawcze oko zauważyło również pewien brak. Brak kontenera! Pożegnaliśmy już kolegę "Buli 3" a na naszej wąskiej uliczce przybyło 1,5 miejsca parkingowego. Tym optymistycznym akcentem kończę wpis na dziś i wracam do wybierania listew.

poniedziałek, 25 lutego 2013

Nadrabiamy zaległości

Dawno wpisu nie było więc szybciutko nadrabiamy zaległości:

Na froncie robót praca wrze. Ściany w naszym kuchnio-pokoju są wyrównane a betonowy gres w kuchni położony.

Na zdjęciu trochę przykurzony, w rzeczywistości będzie ciemniejszy.

Ściana pod oknem zostaje taka jaka jest z odkrytymi cegłami. To jedyne miejsce gdzie mogliśmy się o to pokusić. Jeżeli chcielibyśmy więcej cegły to elektryka musiałaby być na wierzchu. Według mnie wygląda to super ale czyszczenie zakurzonych rurek i kabli to nie jest rzecz którą chciałabym robić kiedykolwiek. Lepiej więc niech zostanie pod tynkiem. Namiastka cegły musi nam wystarczyć. Planujemy ją odkryć jeszcze w jednym miejscu ale zostawimy trochę niespodzianki na później.

Kuchnia zaczyna już wyglądać jak kuchnia. Jak dobrze pójdzie w tym tygodniu będziemy zamawiać meble i rozpocznie się cyklinowanie podłogi w dużym pokoju. Ekipa w tym czasie skupia się na łazience.
Domknęliśmy też sprawy z elektryką.
Wisi juz piękny licznik trójfazowy!
Jak łatwo się domyślić założone 2 miesiące remontu nie wystarczą. Kiedy się skończy tego nie wiemy. W między czasie zakupowy szał trwa:

Dziekujemy Mery i Maji za linki do drzwi!

Te od "Dziadka" okazały się droższe niż podejrzewaliśmy. Na pewno są super porządne ale jedno skrzydło surowe wyszło ok 900zł z ościeżnicą. Ostatecznie padło na drzwi z marketu budowlanego. Nie wiem jak je wcześniej przeoczyliśmy! Wzór nie jest taki jak sobie wymarzyłam ale jest przyzwoity. Za 2 skrzydła z surowego litego drewna z ościeżnicami i transportem zapłaciliśmy 700zł! Nawet te w wymiarze 90cm dostaliśmy od ręki! Dostarczą nam je jutro.

Wersja z przeszkleniem jest brzydka bo złożona z 4 małych szyb i kratki, droższa o 80zł od pełnej i niedostępna od ręki. Zamówimy więc szybę sami i będziemy próbowali jedne zmodyfikować na własną rękę. Jak to wyjdzie zobaczymy.

Doszły nasze cudne robione na zamówienie grzejniki oraz wyczekiwany bon do Home & You za zakup kuchenki i płyty marki Electrolux.
Poszalałam więc z zakupami i nabyłam trochę dekoracji do domu. Oprócz 500zł na karcie załapaliśmy się na dodatkową promocję obowiązującą teraz w Home & You. Za każde wydane 150zł dostaliśmy dodatkowy bon na 75zł. Pieniądze mnożą się same a mi już się skończyły pomysły na co wydać resztę. Mamy czas do 10 marca. Niestety z każdym dniem będzie je wydać trudniej bo do sklepów weszły już ozdoby świąteczne i ciężko znaleźć coś normalnego w gąszczu jajek, baranków, kurczaczków, bazi i króliczków.
W następnym odcinku: poszukiwania listew przypodłogowych.